Drugi odcinek odpowiada już od samego początku na jedno z nurtujących pewnie wszystkich po pierwszym odcinku pytań, czyli jak klienci dostają się do tego zdumiewającego parku rozrywki i jak taka procedura wprowadzenia wygląda. Poznajemy dwóch młodych mężczyzn: Logana, który już kiedyś był w Westworld, oraz jego szwagra Williama, który jest totalną świeżynką i to właśnie jego oczami poznajemy cały proces wejścia do Westworld. W środku, ten pierwszy zachowuje się standardowo jak na klientów parku, czyli trochę sobie postrzela do robotów, z kilkoma się prześpi, potem się napije whiskey albo odwrotnie. William natomiast stara się zachowywać tak, jakby był w realnym miejscu, a sztucznych mieszkańców, nazywanych hostami traktuje jak żywych ludzi. Muszę przyznać, że wątek przypadł mi bardzo do gustu. Pokazuje nam naturę człowieka i jak łatwo potrafimy zrzucić wszystkie ograniczenia moralne, z którymi tracimy w zasadzie nasze człowieczeństwo. Mam wrażenie, że właśnie to widzi William w swoim szwagrze, gdy widzi jak traktuje kolejnych hostów.
Coraz bardziej podoba mi się motyw deja vu, który ponownie przewija się przez cały odcinek. Za każdym razem jednak historia Dolores jest nieco inna, a to przez zmianę robota odgrywającego jej ojca, a to przez inną interakcję w miasteczku i tak dalej. Dla mnie to rewelacyjnie buduje atmosferę sztuczności parku rozrywki, którą w innym przypadku nawet widz miałby problem z rozróżnieniem co jest tutaj sztuczne a co prawdziwe. Z resztą wątek hostów jest bardzo intrygująco, ale też lekko przewidywalnie pchnięty do przodu. W jaki sposób? wolałbym nie zdradzać, aby nie psuć Wam zabawy.
W tym odcinku mało interesuje mnie natomiast wątek faceta w czerni, który próbuje znaleźć wejście na wyższy poziom, cokolwiek to znaczy. Fakt, że dowiadujemy się więcej na temat samego jego charakteru – coraz bardziej przekonujemy się o jego okrucieństwie i bezwzględności a także zdeterminowaniu. Niby ma to wzbudzać mocne negatywne emocje a z drugiej strony intrygować czego ten facet tak naprawdę szuka, jednak przyznam, że byłem temu kompletnie obojętny i czekam aż to się rozwinie w coś bardziej emocjonującego.
Bardzo ważnym dla mnie motywem było to, co działo się w placówce zarządzającej działaniem parku. Z jednej strony widzimy jak działają poszczególne działy – a to ochrona odpowiedzialna za bezpieczeństwo klientów, inżynierowie, którzy utrzymują roboty w pełnej sprawności, do tego dochodzi główny scenarzysta, który odpowiada za to, aby użytkownicy nie nudzili się podczas pobytu i tak dalej. Najważniejsza jednak płaszczyzna filozoficzna tego wątku, którą głównie ciągnie Anthony Hopkins i tutaj mamy kawał porządnego poważnego science fiction. Poruszany jest naturalnie nasuwający się problem, który podejrzewam będzie motywem przewodnim całego serialu czyli stworzenie świadomego sztucznego życia i w jaki sposób można tego celowo lub przypadkowo dokonać. Liczę na więcej takich poważnych tematów poruszanych w tym serialu. Do tego cały motyw wędrowania profesora Forda po parku i interakcja ze spotkanym tak chłopakiem też jest świetny i pokazuje kolejną tajemnicę do odkrycia, jak to już w serialach produkowanych przez J. J. Abramsa bywa.
Drugi odcinek i drugi raz nawet nie wiem kiedy minął. Westworld ogląda się znakomicie, na co wpływa wspomniana też rewelacyjna realizacja. Zdjęcia, muzyka, klimat, fabuła, aktorstwo. Wszystko tutaj pasuje i się spina ze sobą. Do tego pełne zaskoczenie na koniec, gdy cały epizod spięty jest w rewelacyjną klamrę. Na początku odcinka Logan mówi Wiliamowi, że park odpowiada na pytanie które każdy sobie zadaję, czyli jakim człowiekiem tak naprawdę jesteś. Natomiast na koniec Ford zaprzecza temu i stwierdza, że Westworld odpowiada na pytanie, jakim człowiekiem mógłbyś się stać. Mnie to wgniotło osobiście w fotel, bo cały odcinek oglądałem właśnie przez pryzmat słów Logana i czułem że ma rację, problem w tym, że po wypowiedzi Forda, zaczynasz zgadzać się jego zdaniem. Rewelacja i wciąż gorąco polecam. Dla mnie ten odcinek jest jeszcze lepszy od pilota.